Dwoje, szalejących kiedyś za sobą z miłości ludzi przestaje się kochać, dochodzi do rozstania, a potem rozwodu. Muszą wtedy od nowa organizować sobie życie oraz wprowadzić wiele zmian.
Rozwodzące się strony chcą dla siebie zachować jak najwięcej z dotychczasowego dorobku życia. Nie chodzi tylko o dorobek materialny, o mieszkanie, samochód czy też pieniądze na koncie. Rozwód rodziców dotyka także dzieci, najczęściej to właśnie one cierpią najbardziej. Kochając oboje rodziców, nie potrafią wybrać jednego z nich. Także w przypadku gdy rodzic nadużywał alkoholu, czy nie miał dla dziecka czasu lub był dla niego po prostu zbyt surowy. Dziecko go kocha i potrzebuje. Jak więc rozwiązać ten problem? Jaką podjąc decyzję, by oszczędzić im cierpienia? Czyj interes ma pierwszeństwo?
Są i tacy rodzice, którzy z miłości do dzieci pozostają dalej w związku małżeńskim, chociaż każde z nich ma swoje własne życie. Oni wybrali wspólnie, że dobro dzieci jest dla nich ważniejsze, niż ich własne szczęście. Czy tak powinni postępować wszyscy? Oczywiście, że nie. Często nie da się ukryć przed dziećmi, że rodzice faktycznie już się nie kochają. Ponadto awantury domowe również szkodzą jego dobru. A więc rozejście się jest mniejszym złem? Co jednak wtedy z dziećmi?
Prawo pozwala rodzicom wspólnie zdecydować o losie ich dziecka. To rozwodzący się rodzice mogą wspólnie ustalić, czy dziecko będzie mieszkało z jednym z nich, czy też raz z ojcem, a raz z matką?
Jeżeli oboje rodzice naprawdę kochają dziecko, to kierując się faktycznym jego dobrem na pewno się porozumieją. Co się dzieję, gdy jedno z rodziców, a czasem oboje mają na względzie tylko swój interes? Co wtedy gdy dziecko jest środkiem walki z „byłym”, a rodzic lub rodzice zapominają o tym, że w ich sporze o los dziecka nie ich prawa rodzicielskie są najważniejsze lecz prawa dziecka.
Dziecko nie jest przedmiotem lecz czującą istotą, która ma swoje potrzeby, pragnienia i emocje. Dziecko bardzo silnie odczuwa ból i rozpacz – wtedy rozstrzygnięcia szuka się w sądzie. Procedury sądowe faworyzują tych, co mają czas i pieniądze na walkę o dziecko. Słabsza strona protestuje przez obstrukcję postanowień sądu. A to matka nie wyda dziecka ojcu pod pozorem gorączki lub chrypki. To znowu ojciec chce widzieć się z dzieckiem poza ustalonym przez sąd terminem. I znowu, gdyby rodzice mieli na względzie dobro dziecka, a nie szukali okazji do zwady, to mogliby dojść do porozumienia. Te różnice zdań są porażające. Przecież jeżeli matka kocha dziecko i wie, że lgnie ono do ojca, to zgodzi się na jego odwiedziny nawet gdy ten zjawi się w innym terminie niż termin ustalony przez sąd (chyba, że jest to naprawdę niemożliwe z ważnego powodu).
W tych konfliktach najczęściej słyszy się ciągłe „ja”, „ja” i „ja”. Tymczasem tu dziecko jest najważniejsze. To ono ma prawo do posiadania obojga kochających rodziców. Prawo powinno bronić dzieci (ale nie przez wielomiesięczne postępowania i upokarzające czasem decyzje) oraz skłaniać rodziców do współpracy dla dobra dziecka, a nie rozstrzygać o jego losie w sposób arbitralny i czasem niezrozumiały. Np. sąd umieszcza dziecko w zakładzie wychowawczym, bo jest ono zagrożone demoralizacją, ponieważ ulega wpływom zdemoralizowanych kolegów z tego zakładu. Albo sąd na wniosek pozbawionego praw ojca, decyduje o umieszczeniu dzieci w domu dziecka, a matkę pozbawia władzy rodzicielskiej bo „wywierała wpływ na dzieci”. Sąd pozostawia dzieci przy ojcu, który znęcał się nad żoną, bo na dzieci (2 i 4 latka) źle wpłynie zmiana miejsca zamieszkania. Sąd przyznaje opiekę nad czternastolatką matce, mimo iż ona chce być z ojcem. Sąd ociąga się z uregulowaniem wykonywania władzy rodzicielskiej w sytuacji, gdy ojciec wyrzuca matkę z mieszkania a potem dziecko (5 latek) umieszcza u swoich rodziców, gdzie nie bardzo ma się nim kto zająć (rodzice pracują), zaś matce broni jakikolwiek kontaktów z dzieckiem. A co z tymi małżonkami (żonami i mężami), którzy szantażują współmałżonka pozbawieniem praw do niego? (np. Odejdziesz, to nie zobaczysz dzieci!)
Takich sytuacji i kontrowersyjnych decyzji sądów można by podać więcej. Nie możemy liczyć więc na uniknięcie problemów, gdy sąd wyda rozstrzygnięcie. Stąd wniosek, że najlepsze jest porozumienie oparte na faktycznym interesie dziecka i współpracy rodziców.
Organizacje broniące praw ojców forsują ostatnio projekt zmian w prawie, który wprowadzi „równoważną opiekę nad dzieckiem obojga rodziców”. To podobno ma być sprawiedliwe. Tylko dla kogo? Albo lepiej zapytajmy o czyje prawa tu chodzi? Zważmy, że ww. organizacje „bronią praw ojców”, ale czy interes ojca jest tożsamy z interesem dziecka? Czy mamy wprowadzać przepisy, które „sprawiedliwie” podzielą dziecko? To może od razu zapiszmy, że po rozwodzie dziecko ma przebywać dwa tygodnie u ojca i dwa tygodnie u matki na przemian. Po co sądy? Czy jednak przypowieść o sądzie Salomona nic nas nie nauczyła? Przecież ta „równoważna opieka” to jak przecinanie dziecka na pół! A gdzie są doświadczenia innych krajów, które kiedyś miały tą zasadę, a potem się z niej wycofały? A co będzie gdy ojciec jest marynarzem lub któreś z rodziców pracuje za granicą? Jak traktować prawa rodzica, który znika na dwa trzy lata i potem zjawia się jak kometa i żąda pozbawienia drugiego z rodziców praw do opieki bo ten nie chce udostępnić mu kontaktu z dzieckiem.
Propozycja Stowarzyszenia Opieka Zrównoważona i Porozumienia Rawskiego to zły pomysł. Dziecko może być potraktowane jak zabawka. Jest jeden samochodzik, a dwoje dzieci, to gdy się kłócą to dziś się bawi samochodzikiem Piotruś, a jutro Jasiu. Panowie przesiąkli tym dziecięcym pojęciem sprawiedliwości. Zapomnieli, że oprócz praw ojciec ma również obowiązki. A obowiązkiem ojca jest nie szkodzić dziecku i jego rozwojowi. Prawo rodzinne wymaga dużych zmian. Najgorsze jednak, co możemy zrobić, to zmieniać prawa opieki nad dziećmi kierując się interesem rodziców, a nie dziecka.
Fundacja „Razem Lepiej” pracuje nad zmianami w prawie. Takimi zmianami, które skłaniać będą rodziców do współpracy dla dobra dziecka a nie „dzieleniem dziecka na dwoje”. Nie prawa ojca, czy matki są ważne lecz prawa dziecka. Wzywamy więc do odrzucenia projektu o równoważnej opiece nad dzieckiem.
Prezes Fundacji – Marek Szambelan