Całkiem niedawno zakończyła się gorąca i ostra debata nad nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Zwolennicy nowelizacji szermowali dobrem dziecka, zaś ich przeciwnicy protestowali przeciwko zbyt daleko idącej ingerencji Państwa w życie rodziny.
Fundacja „Razem Lepiej” od dawna opowiadała się za zmianą ustawy a nawet opracowała projekt nowelizacji, który jako projekt społeczny złożyła na ręce Marszałka Sejmu. Z drugiej jednak strony już od dawna protestowała przeciwko propozycjom rządowej nowelizacji, która nie będzie chronić przed przemocą osób poszkodowanych oraz nie będzie chronić praw dzieci.
My – jako reprezentanci Fundacji uważamy, że Państwo winno przede wszystkim pomagać rodzinom, a nie w sposób władczy ingerować w prywatne życie ludzi. Zwiększanie uprawnień różnych instytucji Państwa nie zapobiegnie przemocy. Nieszczęściem Polaków jest to, że prawo w Polsce najzwyczajniej nie działa. Egzekucja prawa następuje tam, gdzie znajduje się osoba nieporadna i przywykła do przestrzegania prawa. Gdy tylko chcemy wyegzekwować jakiekolwiek prawo od osoby lekceważącej prawo, to wówczas okazuje się, że same przepisy prawa (nie mówiąc już o reprezentantach organów prawa) stwarzają przed nami niebotyczne trudności.
Policjanci z miasta K. w Małopolsce, w towarzystwie pełnomocnika przeciwnej strony trwającego procesu spadkowego nakazują (jakim prawem?) chorej emerytce wpuścić do domu przeciwnika procesowego. Protestującą staruszkę zabierają na komisariat w kapciach i szlafroku. Po kilku godzinach puszczają ją w nocy na ulicę oraz odmawiają ułatwienia jej wejścia do swego domu (nowy lokator odmawia wpuszczenia jej). Staruszka zostaje na ulicy! Sąd w błyskawicznym tempie (dwóch tygodni) wydaje zarządzenie (w procesie o naruszenie posiadania) o wpuszczenie staruszki do domu, policja tym razem „nic nie może pomóc”! Wtedy mogła (bez żadnej decyzji sądu), a dziś nie może (gdy jest postanowienie sądu). Prawna walka o wejście do swego domu, z udziałem komornika trwa kilka tygodni.
Niedawno opisaliśmy sprawę Joanny Grzyb z Poniatowej w Lubelskiem. Jej sprawę przedstawiały również media. Pani Joanna- matka z niepełnosprawnymi umysłowo dziećmi została wyrzucona z domu samotnej matki przez kierowniczkę tego domu przy pomocy policjantów na ulicę po godz. 22.00.
A jak może postąpić mąż, który stosował przemoc wobec żony, gdy ta ośmieliła się poskarżyć psychiatrze, że nie potrafi już znieść szykan, obelg, gróźb i bicia? Taki mąż z miasta N.T. w Poznańskiem, po prostu wyrzuca żonę z domu na ulicę, prosi matkę, by natychmiast zwolniła żonę z pracy (żona pracowała w zakładzie teściowej) oraz ich pięcioletniego synka ukrywa przed żoną w domu swej matki (nie wypuszcza dziecka nawet do przedszkola). To co, że matka nie jest pozbawiona praw rodzicielskich, to co, że żona ma stałe zameldowanie w mieszkaniu, do którego mąż ją nie wpuszcza, to co, że żona przebywała na zwolnieniu lekarskim po pobiciu jej przez męża i skopaniu przez teścia – prawo sobie, a życie sobie.
Oczywiście, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą prawo lekceważyć. Ważne jednak, by prawo spełniało swoje społeczne funkcje. Czy jednak w Polsce prawo je spełnia? Ludzie zajmujący się zawodowo prawem mówią, że tak. A na krytykę odpowiadają, my musimy działać odpowiedzialnie, my musimy sprawdzić, musimy wezwać, rozpatrzeć itd. itd. Tak więc, tam gdzie w każdym innym cywilizowanym kraju np. w sprawie dostępu matki do dziecka (tylko zwykłego widzenia się z nim) władza państwowa zadziałałaby błyskawicznie, w Polsce na rozstrzygnięcie czeka się tygodniami, miesiącami a nawet latami. „Bo my mamy inną kulturę” – tak odpowiedziała przedstawicielowi Fundacji Pani sędzia, tłumacząc różnice pomiędzy załatwianiem spraw dzieci w Polsce, a poza jej granicami. W efekcie, matka nie zobaczy dziecka przez kolejne tygodnie! I to się dzieje w kraju, który był inicjatorem uchwalenia Deklaracji Praw Dziecka, w której „nie odrywanie małych dzieci od matki” wprost zapisano.
Mamy w Polsce olbrzymią ilość ludzi zajmujących się ochroną praw. Jednak prawda jest taka, że polskie prawo nie skłania agresywnych małżonków do unikania przemocy. Przecież pedofila, który kończył karę więzienia urzędnicy nie mogli wymeldować z domu, gdzie mieszkały jego ofiary. Za to Joannę Grzyb wymeldowano z domu samotnej matki bez jej udziału w jeden dzień! Co za znaczenie będzie miało wydanie nakazu opuszczenia mieszkania przez agresywnego członka rodziny, gdy on najpierw (bez żadnej procedury) wyrzuci żonę na ulicę. W mieście K. była żona przez osiem lat nie mogła wyegzekwować sądowej eksmisji byłego męża. Ona chciała to zrobić zgodnie z prawem. A przecież mogła postąpić jak ten mąż z miasta N.T. w poznańskim, który bez eksmisji po prostu najzwyczajniej w świecie nie wpuścił żony do domu i zabrał jej dziecko. I kto mu co zrobi? NIKT MU NIC NIE ZROBI!
Przyglądając się różnym życiowym przypadkom dochodzimy do wniosku, że polskie prawo nie tylko nie spełnia funkcji społecznych ale wręcz stymuluje konflikty. Przecież gdyby ktoś miał świadomość, że jego niezgodne z prawem zachowanie zostanie natychmiast skarcone i zostanie przywrócony stan zgodny z prawem – to nie łamałaby prawa. Ale niektórym ludziom łamanie prawa wprost się opłaca. Co ma robić wyrzucona emerytka, wyrzucona żona – winna siłą wejść do mieszkania! Co zrobić jak współmałżonek zabierze Twoje dziecko? Czy też masz je porwać i ukryć? Takie wnioski można wysnuć z praktyki działania naszego prawa. Zamiast skłaniania ludzi do jego przestrzegania prawo polskie skłania do jego lekceważenia i manipulowania nim.
Kiedy nastąpi zmiana tego stanu rzeczy?