Prokurator bada, czy 13-miesięczna Zosia leżała na oddziale brudna, głodna i wyczerpana. Dyrektor placówki przeprasza i zapowiada ukaranie winnych
Zosia trafiła z domu dziecka do szpitala św. Tadeusza w Łukowie 21 grudnia. Miała rotawirusa. Leczyła się tam do 2 stycznia. W tym samym czasie na oddziale pediatrycznym przebywało dziecko pani Justyny i pana Jarosława.
– Zobaczyłem małe dziecko, które nie potrafi jeszcze samodzielnie jeść, a mimo to wyciąga rączki z łóżeczka szpitalnego i próbuje dosięgnąć jakichś kanapek zostawionych na taborecie – mówi pan Jarosław, który pomagał opiekować się Zosią. – Ona była zostawiona w dzień i w nocy na pastwę losu. Mogła umrzeć.
– Widok był przerażający. Zostawiłam swoje dziecko koleżance i poszłam do Zosię. Była cała w odchodach, nikogo to nie obchodziło. Totalna znieczulica – dodaje pani Justyna. Jej mąż ma nadzieję, że dzięki nagłośnieniu tej sprawy szpital i dom dziecka wyciągną wnioski i nigdy już do takiej sytuacji nie dojdzie.
Przepraszam małą dziewczynkę
Kierownictwo szpitala o sprawie Zosi dowiedziało się dopiero 17 lutego od TVP Lublin. Dziennikarze pokazali amatorskie nagrania wykonane przez rodziców małych pacjentów.
– W trakcie jej pobytu nikt nie zawiadomił dyrekcji o nieprawidłowościach. W naszym szpitalu jest pełnomocnik ds. praw pacjenta. Nie otrzymał żadnych skarg. Gdyby takie były, nasza reakcja byłaby natychmiastowa – zapewniał wczoraj na konferencji prasowej dyrektor szpitala Grzegorz Gomoła.
Dodał: Nie wiem, czy zarzuty się potwierdzą, ale już teraz przepraszam małą dziewczynkę, jej opiekunów prawnych i wszystkich, których ta sprawa dotknęła. Zrobimy wszystko, by w przyszłości takie zdarzenia nie miały miejsca.
Gomoła przyznał, że Zosia mogła pozostawać bez opieki, ale tylko chwilowo. – Dwa lata temu podjęliśmy decyzję, by pacjentów z domu dziecka umieszczać jak najbliżej dyżurki pielęgniarek, aby mieć te dzieci cały czas na oku – przekonywał.
Oddział pediatryczny zatrudnia 18 pielęgniarek, 8 lekarzy i 5 salowych. Ostatnio dwie pielęgniarki zostały przeniesione na inne oddziały. Ale dyrektor zaprzecza, by miało to związek ze sprawą Zosi.
Sprawę bada prokuratura
Wczoraj w szpitalu trwały konfrontacje – rodzice, którzy opiekowali się Zosią wskazywali, do których pielęgniarek zwracali się o pomoc dla dziewczynki. – Na razie wiadomo, że do sześciu nie ma zastrzeżeń. Nie wszystkie są winne zaistniałej sytuacji – powiedział nam Marek Szambelan, prezes Fundacji Razem Lepiej z Warszawy. Fundacja pomaga m.in. ofiarom przemocy domowej i osobom w trudnych sytuacjach życiowych.
Sprawą zajęła się prokuratura. – Po doniesieniach medialnych wszczęto postępowanie sprawdzające – potwierdza Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Ma ono na celu ustalenie, czy doszło do narażenia na niebezpieczeństwo zdrowia lub życia dziecka. Zażądaliśmy pełnej dokumentacji medycznej – dodaje prokurator. Postępowanie prowadzone jest „w sprawie”, co oznacza, że nikomu nie postawiono żadnych zarzutów.
Opiekunów było wielu…
Dyrektor Placówki Wielofunkcyjnej (domu dziecka) w Łukowie, w którym przebywa Zosia, zapewnia, że jej podwładne zajmowały się dziewczynką podczas jej hospitalizacji. – Wysyłaliśmy opiekunki do szpitala. Nie mamy jednak takich możliwości, by zapewnić dziecku 24-godzinną opiekę w szpitalu, bo w naszej placówce opiekujemy się jeszcze 20 innymi małymi dziećmi – zaznacza Ewa Szczęśniak.
Jak pani dyrektor zareagowała na nagranie? – Szok i niedowierzanie. Nasze dzieci i tak przeżyły sporo, uważam, że powinny mieć najlepszą opiekę – podkreśla Szczęśniak.
Jednak zdaniem Marka Szambelana z Fundacji Razem Lepiej, wina za to, jak potraktowano Zosię, leży zarówno po stronie szpitala, jak i domu dziecka. – Szpital powinien wykazać szczególną empatię wobec podopiecznej z domu dziecka. A dom dziecka z kolei powinien zadbać, by przy dziecku były opiekunki – komentuje.
Zosia jest już w dobrej kondycji. – Została wyleczona, opuściła szpital w dobrym stanie – potwierdza dyrektor Gomoła.
źródło: Dziennik Wschodni