Mimo wyroku za znęcanie się nad rodziną i nakazu opuszczenia mieszkania, były mąż Anny z Piotrkowa ma się jak pączek w maśle.
Zajmuje ciepły kąt, nie martwiąc się o rachunki. To jego ofiary, matka z dwiema córkami, mają nie wchodzić mu w drogę, to one nie wracają do domu przed wieczorem, czekając, aż pijany oprawca uśnie.
Szczupła, ponad 40-letnia kobieta z ostatnich lat mogłaby wybrać jedynie pół roku, kiedy mogła spokojnie usiąść w domu i patrzeć, jak jej córki radośnie szczebioczą. To było wtedy, kiedy jej były mąż siedział w więzieniu za znęcanie się psychiczne nad rodziną. Ostatnie miesiące, od kiedy wrócił z więzienia do ich wspólnego, 35-metrowego mieszkania komunalnego, są jak niekończący się koszmar. Tak jednak zorganizowała życie swoje i córek, by oszczędzić im policyjnych interwencji.
– Wstaję razem z córkami, 8- i 12-letnią o godz. 5 rano, bo pracę zaczynam o godz. 6 i zaprowadzam je do swojej matki – opowiada udręczona kobieta. – Stamtąd one idą do szkoły. Po szkole odbieram je i prowadzę na świetlicę, gdzie mogą odrobić lekcje. Zwykle staramy się tak zorganizować sobie czas, by nie wracać do wieczora.
Pani Anna podkreśla, że już nie boi się byłego męża tak bardzo, jak kiedyś, ale panicznie boją się go córki. To właśnie ze względu na dziewczynki wciąż się nie poddaje. Wywalczyła rozwód, choć początkowo dla sądu nie było powodem do rozwodu pijaństwo i nieróbstwo męża. Odważyła się opowiedzieć o dzikich awanturach wszczynanych przez męża, wyzwiskach, groźbach, o momentach, kiedy nie wiedziała już, gdzie i jak skryć się przed pijanym, nieobliczalnym człowiekiem. I kiedy już sąd zdecydował się ukarać jej byłego męża i nakazać mu opuszczenie mieszkania, komornik zawiesił postępowanie egzekucyjne, bo… nie znalazł dla oprawcy zastępczego mieszkania.
– Komornik umył ręce, kiedy okazało się, że innego lokalu gmina Piotrków wskazać nie może, bo nie ma – żali się pani Anna. – Zaproponował jeszcze tylko, bym to ja zapewniła lokal, najlepiej wynajęła byłemu mężowi jakieś mieszkanie…
– To draństwo – z naciskiem mówi Marek Szambelan, przewodniczący Fundacji „Razem lepiej” założonej przez aktorkę Annę Samusionek. – Państwo chroni oprawcę, a nie ofiarę. Kogo to obchodzi, gdzie on pójdzie?! Zniszczył swoje gniazdo, znęcając się nad rodziną, to niech idzie byle gdzie: do noclegowni, pod most, na dworzec.
Niestety, w większości przypadków to ofiary trafiają pod most. To one muszą uciekać z domu, a jak podejmą walkę, to zmuszane są do mieszkania z agresorem. Tak stało się w przypadku pani Anny. – Kiedy słyszę o tym, jak wiele form wsparcia dla ofiar przemocy domowej funkcjonuje w naszym kraju, to pytam, gdzie one funkcjonują i jakie to formy, bo mi nie dane było skorzystać z żadnej – mówi ze smutkiem.
– Takie są bezduszne przepisy, że nie pozwolą maltretowanej kobiecie dać innego mieszkania, jeśli już ma prawo do jakiegoś lokalu, a oprawcy nie pozwalają z niego wyrzucić, jeśli tak naprawdę sam tego nie zechce – mówi piotrkowska radna Jadwiga Wójcik z miejskiej komisji mieszkaniowej, która doradziła pani Annie, by złożyła wniosek o przyznanie jej byłemu mężowi mieszkania socjalnego. Inżynier miasta Krzysztof Byczyński w końcu zapewnił, że były mąż pani Anny taki lokal dostanie być może w przyszłym roku.
Przypadki, kiedy ofiara nie może odseparować się od oprawcy, w Łódzkiem można mnożyć. W niemal identycznej sytuacji była m.in. Janina Malczewska ze Skierniewic.
– To potężny problem – przyznaje Barbara Szczepańska z wydziału polityki społecznej Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. – Miasta powinny mieć mieszkania chronione, ośrodki interwencji kryzysowej. Ale nawet jeśli mają, to za mało. Ma to zmienić sejmowa nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
W pracach nad nowelizacją tej ustawy pracuje m.in. Marek Szambelan. Podkreśla, że walczy przede wszystkim o to, by o usunięciu z mieszkania agresora nie decydował pracownik socjalny, a policjant. – Obawiamy się, że pracownik socjalny skupi się na odebraniu dziecka i w sytuacji przemocy domowej agresor zawsze będzie mógł szantażować ofiarę: zadzwoń, to mnie wyrzucą, ale tobie dzieci zabiorą.
Nowelizacja ma wprowadzić praktyczne rozwiązania, które będą chronić ofiarę. Projekt trafi pod głosowanie prawdopodobnie w połowie przyszłego roku. Jeśli zmiany wejdą w życie, będzie to duży sukces Fundacji „Razem lepiej”, która zbierała podpisy w tej sprawie. Prace nad nowelizacją poprzedziły badania zlecone przez resort pracy. Wynika z nich, że co trzeci ankietowany przyznał, że doświadczył przemocy domowej.
W Polsce rocznie dochodzi do ponad 250 zabójstw lub usiłowań na tle nieporozumień rodzinnych. Liczba policyjnych interwencji związanych z przemocą w rodzinie rośnie także w woj. łódzkim. W 2007 r. było ich 3.891 (na ogólną liczbę interwencji przekraczającą 59,4 tys.), a w ubiegłym roku już 4.285 (na 58,5 tys. wszystkich interwencji).
– Tendencja jest wzrostowa, ale trudno powiedzieć, czy rośnie liczba przypadków przemocy domowej, czy też więcej jest ich ujawnianych – mówi Joanna Kącka z biura prasowego KWP w Łodzi.
W jedynym w naszym województwie specjalistycznym ośrodku dla ofiar przemocy w rodzinie, oferującym kompleksową pomoc (terapeutyczną, medyczną, prawną i opiekuńczą), nagminnie brakuje miejsc.
źródło: naszemiasto.pl