W Polsce nastała era, kiedy rodzic musi obawiać się Opieki Społecznej. Nie dlatego, że rozmyślnie zaniedbuje dzieci, nadużywa alkoholu czy dopuszcza się przemocy. Ostatnio wzrasta zjawisko masowego zabierania rodzicom dzieci z powodu biedy.
Jeśli rodzic traci pracę lub zarabia minimalną krajową pensję w wysokości ok. 1180 zł netto, wówczas naturalną sprawą powinno być otoczenie takiej rodziny opieką państwa. Niestety, rząd zamiast zadbać o zaplecze socjalne dla ubogich, wszczyna procedury i zabiera dzieci do placówek, płacąc krocie rodzinom zastępczym. Zawiłe to nasze prawo, które pozwala na zrywanie więzi łączących biologiczne rodziny. Tym samym działa na rzecz instytucji sprawujących zastępczą pieczę rodzicielską.
Według oficjalnych danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, obecnie 771 dzieci przebywa poza rodziną biologiczną z powodu zbyt niskich dochodów rodziców.
Fundacje zajmujące się pomaganiem takim rodzinom sugerują, że odebranych dzieci z powodu biedy może być znacznie więcej, tylko oficjalnie mówi się o brakach umiejętności wychowawczych rodziców. Statystyki pokazują, że na wszystkie dzieci znajdujące się w pieczy zastępczej, 25,17% to przypadki, gdzie instytucje dostrzegły bezradność rodziców w sprawach opiekuńczo -wychowawczych. Dla porównania – 4,46% dzieci w placówkach to sieroty.
Dlaczego rząd, który dumnie mówi o „Roku rodziny” nie pomaga tym dzieciom? Przecież istnieje proste rozwiązanie tych problemów. Pieniędzmi przeznaczonymi na dzieci w rodzinach zastępczych należałoby wspomóc biedne rodziny biologiczne. Dzieci zostałyby w kochającym otoczeniu i nie przeżywałyby traumy związanej z oddzieleniem od rodziców.
Do Fundacji Razem Lepiej zgłaszają się rodzice z całej Polski. Opowiadają w jaki sposób Opieka Społeczna przyczyniła się do odebrania im dzieci. Wiele z tych historii ma wspólny mianownik, brak pracy i mieszkania.
Oboje rodzice stracili pracę. Kiedy zwrócili się do pomocy społecznej, z automatu wszczęto procedurę odebrania im pięciorga dzieci. Wszystkie trafiły do domu dziecka. Rodzice walczyli. Znaleźli pracę. Sąd zgodził się oddać troje. Dwojga najmłodszych już nie. Zostały oddane do adopcji –
relacjonuje sytuację jednej z rodzin portalowi gazetaprawna.pl Marek Szambelan, prezes Fundacji Razem Lepiej.
Jak to możliwe, że podczas, gdy rodzice walczyli i szukali zatrudnienia, oddano ich dzieci rodzinie adopcyjnej? Za co tak okrutnie ukarano tę rodzinę? Utrata pracy w dzisiejszych czasach, niekoniecznie jest wyłączną winą pracownika. Nie umiem zrozumieć bezduszności polskich przepisów pomocowych. Powody odbierania rodzicom dzieci, w wielu przypadkach zakrawają na absurd. Szkoda, że ofiarami chorych przepisów są właśnie dzieci i kochający ich dorośli, którym rząd winny jest pomoc.
Matka czworga dzieci odeszła od męża, który bił. Sąd pozbawił ojca władzy rodzicielskiej. Kobieta wystąpiła do sądu o alimenty. Wówczas zaczęły się problemy. Sąd przyznał matce 1800 zł na dzieci, po czym czwórkę umieszczono w domu dziecka. Kobieta mieszka kątem u rodziny, nie ma pracy, więc zdaniem sądu nie ma warunków, aby opiekować się dziećmi. Jeździ codziennie do domu dziecka i spędza z nimi po 6 godzin dziennie. Kurator sądowy powiedział jej, że gdyby wróciła do męża, dzieci by jej oddano –
mówi Marek Szambelan.
To się nazywa dobra rada od kuratora. Tylko czy wówczas nie odebrano by dzieci z powodu przemocy w rodzinie? Okazuje się, że w instytucjach teoretycznie stworzonych po to, by pomagać i wspierać rodziny w trudnym dla nich okresie, w większości pracują bezlitośni urzędnicy. Nie kieruje nimi troska, współczucie i chęć pomocy tylko literki z ustaw i wytyczne.
Czy bieda może być wystarczającą podstawą do odebrania dzieci? Co to za prawo? Gdzie jest rząd, który powinien zadbać o swojego obywatela? Dba o budżet państwa. Tym samym szuka, jak zarobić pieniądze na tej biedzie i krzywdzie społecznej. ePrawnik.pl podaje, że zgodnie z ustawą o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej (art. 193 ust.1) rodzice, którym odebrano dziecko z powodu trudności finansowych, powinni co miesiąc łożyć na jego utrzymanie. Samorządy, z wiadomych przyczyn, mogą ich z tego obowiązku zwolnić.
Tyle że zostaje fiskus, według którego oznacza to, że rodzice uzyskali przychód z tzw. Innych źródeł (jeśli nie płacą, to pieniądze zostają u nich w kieszeni). Wniosek prosty – trzeba zapłacić podatek. Takie stanowisko w interpretacji podatkowej ( nr ippb4/415-892/12-2/jk3) potwierdził dyrektor izby skarbowej w Warszawie. To zakrawa o „zgodne z prawem wyłudzenie” od biednych ludzi pieniędzy, których oni nie mają. I kółko się zamyka. Dziecko odebrane z powodu ubóstwa nie ma szans powrotu do domu, bo rodzice, którzy na oczy nie widzieli pieniędzy, za które fiskus domaga się podatku, pozostają dłużnikami urzędu skarbowego. W tym momencie, rodzice znajdują się w patowej sytuacji, zwłaszcza, że na państwo liczyć nie mogą.
Polityka prorodzinna i pomoc rodzinom to coś, co w Polsce zdecydowanie się rządowi Tuska nie udaje. Czy to tylko nieumiejętność stworzenia przepisów czy raczej działanie rozmyśle? Senator PO Jan Rulewski uważa, że za tę sytuację odpowiada nie kto inny, tylko minister finansów. Twierdzi, że Jacek Vincent Rostowski nie słucha argumentów o potrzebie zwiększenia środków na politykę społeczną. Mało tego nie widzi potrzeby, żeby szczególną pieczą otoczyć rodziny wielodzietne.
Powinniśmy na takich ludzi chuchać i dmuchać, bo to Łaska Boża, że jeszcze komuś chce się mieć pięcioro dzieci. Żadne argumenty nie trafiają jednak do tych, którzy decydują o środkach na politykę społeczną. Zdaniem pana Rostowskiego, bo o niego chodzi, dzieci nie są święte, ale już najniższe możliwe podatki – tak. Skoro podatki są niskie, to nie ma pieniędzy na wsparcie rodzin –
powiedział Jan Rulewski w „Super Expressie”.
„Rok rodziny” dobiega końca. Rząd ogłasza kolejne sukcesy. Twierdzi, ze nie zmarnował tego czasu i rok 2013 zaowocował dobrymi w skutkach decyzjami na rzecz rodziny. Czyjej, panie premierze?
Jaka Platforma okazała się być obywatelska, taka też jest jej polityka prorodzinna, czyli… nie ma jej wcale.
Katarzyna Kawlewska
źródło: wSumie.pl